niedziela, 5 lipca 2015

Prolog

To była chwila...

Jedno zaklęcie rzucone w nieodpowiednią osobę i stało się. Sama nie wiem, jak do tego doszło. Pamiętam, że było ciemno i nagle z nikąd pojawiło się to zielone światło, które ugodziło w serce profesor Sprout. To oczywiste, że na wojnie każdy może być ofiarą, ale dlaczego tą ofiatą była osoba chroniąca samego Pottera?
Potem wszystko działo się jakby przez kilka sekund. Harry został rozbrojony, Ron torturowany, a mnie złapał mój odwieczny wróg – Dracon Malfoy, który dotychczas udawał, że walczy po dobrej stronie. To był koniec, tak myślałam, ale to był dopiero początek. Wtedy przed Harrym pojawił się Voldemort. Stał przed nim, dumny jak paw. Patrzył na mojego przyjaciela z pogardą wypisaną na twrzy. Szturchnął go nogą, jakby sprawdzał czy nie gryzie, a Potter patrzył mu prosto w oczy. Sądziłam, że Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać zaraz nas zabije, ale on tylko rzucił jakieś zaklęcie na gryfona i przeszedł do Rona. Przerwrócił go na ziemię i mocno kopnął w brzuch. Zaśmiał się przy tym, tak obrzydliwie, cieszył się z cierpienia drugiego człowieka. Pochylił się nad nim i powiedział:
- Jesteś nic niewartym śmieciem. Jesteś zerem, Weasley.
Jakby na potwierdzenie swoich słów, rzucił na rudzielca cruciatusa. Chłopak wił się na ziemi i krzyczał w niebogłosy. A ja zwariowałam, facet mojego życia jest torturowany pod moim nosem, a ja nic nie mogę zrobić! Zaczęłam krzyczeć na Voldemorta, że ma przestać, że go to boli, ale nic sobie z tego nie robił. Bawił się nim, bawił się moim ukochanym. Gdy chciałam się wyrwać Malfoy położył mi dłoń na ustach i warknął: ,,Jeszcze raz, a to ty będziesz na miejscu tego śmiecia.” Czy się bałam? Jak cholera i wtedy nastał koniec cierpień Rona.
- Ohoho! Kogo my tu mamy? Szlama Pottera – wycedził. – Chłopcy, może chcecie sobie ulżyć?
Wszyscy śmierciożercy zaśmiali się i krzyczeli, jeden przez drugiego, że on będzie pierwszy. Mimo ogromnego strachu, spojrzałam Voldemortowi prosto w oczy i wyszeptałam: ,,Czemu taki jesteś?” Przez chwilę wydawało mi się, że mnie usłyszał, ale to było tylko złudzenie.
- Pottera i zdrajcę krwi zostawiacie w lochach Malfoy Manor. Mają mieć oddzielne cele – rozkazał donośnym głosem. – A pannę Granger odstawiamy do sali balowej. Bellatrix?
- Jestem panie – odezwała się kobieta, chwilę później leżąca przed byłym ślizgonem.
- Masz dać naszej gryfoneczce jakąś suknię. Przedstawimy ją wszystkim dzisiejszego wieczora. A teraz, wszyscy idzie walczyć o Hogwart!


            W taki oto sposób znalazłam się w domu Malfoya. W tej chwili stoję na środku sali, obserwowana przez tysiące par oczu. Czekam na to co się wydarzy. Boję się bardzo, lecz to zachowanie jest karygodne dla gryfonki. Co powinnam zrobić? Na pewno nie będę stała skulona z opuszczoną głową. Jak umierać to z godnością.